Strony

piątek, 27 lutego 2015

152. Oj jak my kochamy szpitale...

...A raczej one nas :(

Znów nad rodzinką Beck'ów czarne chmury...
W sumie to nic groźnego ale zawsze to jakieś zmartwienie...
Amelka urodziła się lekko zażółcona. To niestety zaniepokoiło lekarzy i prawie dzień w dzień przyjeżdżała do nas położna i pobierała krew by zbadać poziom bilirubiny... Do tej pory bilirubina utrzymywała się dość wysoko i niestety wczoraj musieliśmy jechać do szpitala.  Tam znów kolejny raz pobrano Amelce krew, zbadano ją i odesłali nas do domu karząc czekać na telefon z wynikami. Dziś dostaliśmy wyniki :) Uffff, bilirubina spadła i teraz możemy już się cieszyć spokojem.

Mam nadzieję, że to koniec jej przygód ze służbą zdrowia :)

Powiem Wam, że moja Amelka to silna osobowość ale i nerwus że hoho :)  Jak jej pobierano krew ze stópki to tak płakała, że chyba cały szpital ją słyszał :) A do tego tak mocno kopała, że pielęgniarka nie mogła utrzymać równo jej stópki... Ostro dawała im znać, że jej się to nie podoba :)


No ale to jeszcze nie koniec naszych wczorajszych przygód ze szpitalem...
Żeby było śmieszniej, ostatnią noc złapał mnie tak silny ból żołądka, że nie obyło się bez pogotowia... Normalnie początkowo nie wiedziałam co mi jest. Nawet myślałam, że to jakiś zawał czy coś, bo tak silnego bólu nie czułam nigdy. Wystraszyłam się na maxa.
Z racji tego, że nie mieliśmy z kim zostawić dzieciaków wysłano do mnie karetkę... Oczywiście wcześniej pani z centrali zadała tysiąc pytań i łaskawie stwierdziła, że wyśle ambulans ale tylko dlatego, że jestem dwa tygodnie po cesarce. Wyjaśniła też, że trochę im to zajmie zanim dojadą. Ja zwijałam się z bólu a oni wcale się nie spieszyli. No i w końcu jak już zaczęłam się lepiej czuć (po paru paracetamolach i kilku nospach) na tyle, że mogłam zasnąć powiedziałam A. że nie potrzebuję już ich pomocy i żeby odwołał ambulans...
Wyobraźcie sobie, że chyba im dali znać jak już byli u nas pod domem, zresztą jakieś półtorej godziny od zgłoszenia :( Bo widzieliśmy jak zajechali, postali parę sekund, zawrócili i odjechali... 

Takie rzeczy się dzieją w tej służbie zdrowia. No i żeby nie było, że takie rzeczy to tylko w Polsce się dzieją hihihi


***


A teraz już obowiązki wzywają... 
Starszą trzeba nakarmić, młodszą przebrać, a potem zmiana warty...
Teraz póki mój A. jest jeszcze w domku na urlopie to mamy podział obowiązków i warty przy dziewczynkach... Dzięki temu i ja i A. możemy się w miarę wysypiać :) A działa to tak, że co parę godzin jedno z nas idzie się zdrzemnąć a drugie w tym czasie ogarnia sytuację :)
No i właśnie zaraz o 10am wypada moja kolej na drzemanie :)

Oj kochanego mam męża :*

niedziela, 22 lutego 2015

151. Zaczynamy życie we czworo...

Dziewczyny, wielkie podziękowania za odwiedziny i komentarze pod ostatnim postem. Wiele ciepłych słów popłynęło. Przyznam, że dostałam skrzydeł czytając jak cudna jest Amelka… Dla nas jest idealna, obie z Andy są idealne. I tym przyjemniej jest czytać tak wspaniałe komentarze.
Bardzo dziękujemy :)

Witam również nowych obserwatorów... Mam nadzieję, że nie będziecie się z nami nudzić. A być może nawet trochę polubicie naszą czteroosobową rodzinkę ;)


***


Mija prawie dwa tygodnie...
Teściowa, która była niezastąpiona niestety wraca do domku :( Czas na zorganizowanie się i wzięcie całego tego galimatiasu w swoje ręce :) Oj nie będzie łatwo... Ale damy radę, bo jak nie my to kto???
Szczerze mówiąc do dziś interesowało mnie tylko karmienie, przewijanie i kąpanie Amelki, no i to bym była wyspana i wypoczęta hihihi Teraz A. wraca do pracy, teściowa do Polski a ja zostaję sama z dziewczynkami. Teraz muszę się po prostu przeorganizować i zacząć działać :)
Na szczęście Andrea zaakceptowała siostrę bardzo dobrze i większość czasu nie zwraca na nią większej uwagi... Interesuje się tylko wtedy gdy Amelka płacze, co nie jest częste...

Teraz jest już wieczór, dość późny zresztą... Dziewczynki śpią a ja leżę w łóżeczku... Przyznam, że czarno widziałam to wszystko ale szczerze mówiąc nie było źle... Andrea się wyszalała i sama padła a Amelka po spożyciu porcji mlecznej popłakała, pogrymasiła i też w końcu zasnęła...

Tak więc moi drodzy tym akcentem kończę swoje krótkie sprawozdanie... Sen teraz jest u mnie bowiem cenniejszy niż cokolwiek :) A nie wiadomo kiedy Amelka poczuje głodek, tak więc zmykam spaćku :)
Trzymajcie kciuki za mnie i moje pieszczochy... I niebawem dam znać jak poszło :)
Dobrej i spokojnej nocy...
M.


sobota, 14 lutego 2015

150. Najważniejsze Walentynki

Wróciłam...
W najfajniejszym i żeby nie powiedzieć najważniejszym dla mnie dniu :)
Dziś Walentynki :))) A ja mam dla was special gift :)

W poniedziałek, 9 lutego 2015 roku, urodziła się nasza gwiazdka Amelia Amy... Na świat przyszła przez cesarskie cięcie... I teraz wiem, że to była bardzo dobra decyzja... Amelka ważyła aż 4330kg i miała 59cm długości.
 Teraz wiem, że 100% nie dałabym rady urodzić naturalnie... Nie tą wagę i nie tą długość hihihi

Poród przebiegał bez większych problemów... Z jednym małym 'ale'.. Ale te 'ale' teraz już nie ma żadnego znaczenia.
Godzina 13.04 i słychać cichutki płacz. Mój szok i wielka ulga w oczach mojego A. po chwili kładą mi moje dziecko na piersi... Jeszcze nie mogę jej przytulić, objąć, ale już ją czuję i widzę... Jest taka śliczna, perfekcyjna.

W sumie to już dziś nie napiszę chyba nic więcej hihihi
A. pojechał do IKEA z Andy a my z Melką zostałyśmy same i niestety mój skarb już dopomina się mamusinego cyca hihihi
Tak więc na koniec tylko zdjęcie mojej Walentynki :)))






Pisząc teraz do Was przepełnia mnie szczęście...
Teraz jesteśmy pełną rodziną, taką jaką zawsze marzyłam mieć... Tata, mama i dwoje dzieci... Własny dom i spokój ducha :)
Ach życie jest piękne :)

środa, 4 lutego 2015

149. Pięć dni przed rozwiązaniem...

Tęsknię za Wami...
Oj tęsknię bardzo :(


Coraz ciężej mi klikać i pisać posty :( Ręce drętwieją coraz bardziej a do tego mam jakieś problemy z blogiem... Nie mogę odpisywać na komentarze i równocześnie nie mogę komentować waszych wpisów... 
Mój A. pilnuje mnie na każdym kroku i ciągle tylko słyszę:

 'A co ty tu robisz??? Marsz do łóżka... Przyniosę herbatkę... Może potrzebujesz czegoś jeszcze???'

Normalnie jak inwalidka hihihi Ale doceniam to i kocham go jeszcze mocniej <3


 Zostało tak niewiele, tylko pięć dni więc dam radę... Dużo leżę, nadrabiam zaległości w czytaniu i oglądaniu filmów :) To chyba jedyny plus tego wszystkiego :)

Ach no i w końcu skończyliśmy pierwszy etap remontu nowego pokoju Andrei :) Piszę pierwszy etap, bo brakuje mu tylko poprawek kosmetycznych :) Ale to już powolutku będę sobie dopieszczać już po porodzie. W sumie jest skończony na tyle, że nasza kruszynka spała dziś pierwszą noc w swoim nowym pokoju :) I wiecie co, że pierwszy raz spała do 8am :))) Niesamowite... Aż wstawałam i sprawdzałam czy z nią choć wszystko w porządku, bo zazwyczaj Andy robi mi pobudkę około 6am.
Szczęśliwa jestem i nareszcie mogę odpocząć psychicznie.
A całość pokażę wam już w całości więc wybaczcie i bądźcie cierpliwi jeszcze chwilkę :)


***


To by było tyle pokrótce. Odezwę się już po wszystkim :)
Trzymajcie kciuki i dozobaczyska w następnym tygodniu :)))